Final Fantasy VII

Brzdącem będąc, uwielbiałem. Co prawda nie bardzo rozumiałem, o co chodzi, ale gra mnie zauroczyła. Po latach, już na własnym kompie, na ePSXe, przelazłem całość i zwlekałem z rozwaleniem Sephirotha, aż do poznania możliwie dużo ukrytych smaczków w grze.

Do tej pory miło wspominam niektóre motywy, ścieżka dźwiękowa przywołuje wspomnienia przeżyć z gry, a ta z filmu – dalej jest kapitalna. Tyle razy ją przesłuchałem. Po tylu latach jeszcze mi się nie znudziła. Ale, na litość boską, jak Square Enix chce wypuścić jeszcze raz tę samą grę na PS4, to jest to przegięcie. Siódemka jest do kupienia, choćby na Steamie, za ułamek ówczesnej ceny, poza tym, każdy komu zależy, znajdzie ISO gdzieś w sieci.

Tymczasem oto odświeżona wersja FF7, na nowoczesną konsolę PS4:

Pomysł wydania leciwej jeszcze raz, jest ostatnio bardzo popularny. Idealnie wpisuje się w trend tworzenia gier z grafiką jak sprzed 15 lat. Tylko, że wtedy gry ładnie działały na komputerach o mocy obliczeniowej rzędu małego ułamka dzisiejszycb procesorów. A dziś? Gra z postaciami złożonymi z dziesiątek polygonów potrafi się ciąć, bo to oczywiście gra stworzona dla dzisiejszych komputerów, na nowoczesnym silniku.

Gdy zobaczyłem powyższy filmik, trochę się wkurzyłem. Próba wyciągnięcia kasy za grę, która jest kropka w kropkę taka sama, jak ponad dekadę temu, jest niesmaczna, delikatnie mówiąc. Chyba w sieci wszyscy zainteresowani tematem klną na twórców „odświeżonej wersji”. Odgrzewanie starego kotleta. Bardzo dobrego, ale jednak – odgrzewanie. Mogli chociaż popracować nad grafiką. Szczególnie, że dla konsoli poprzedniej generacji wypuścili to:

Square Enix, walcie się!

Fani wykonują lepszą pracę, przenosząc FF7 na silniki innych gier, niż twórcy gry.