Żydowski optyk, według anegdoty opowiadanej studentom marketingu, negocjując z klientem cenę mówił tak:
To kosztuje 120zł. Za jedno szkło. Plus do tego oprawki za 150zł-300zł. Szkło lżejsze i utwardzone, za dopłatą 50zł. I etui za 20zł.
Gdy klient zaczynał protestować, że go na to nie stać, sprzedawca przestawał podnosić cenę.
Moje oczy po 6 latach od kupienia okularów popsuły się o kolejną dioptrię i nabawiły cylinderka. Okulary też swoje przeszły i domagają się wymiany.
Razem z dziewczyną zrobiliśmy research gdzie najlepiej i niedrogo kupić okulary. Na wsi, w miasteczku jednym, drugim, w Warszawie. U optyków małych i dużych. Z hipsterskich salonów zrezygnowałem od razu bo to ja mam widzieć innych, a nie inni moje ray-bany. No i cena o rząd wielkości nie ta. Znajomi wychwalali różne salony, choć po odwiedzeniu zachwalanych salonów czułem się jak w powyższej anegdocie. Dużo osób, głównie optyków, pomstowało na Vision Expres, że ceny z kosmosu, że badania robią nie tak.
Tymczasem prawie każdy optyk oczekiwał recepty od okulisty, cenę podawał za jedno szkło, ew. za szkło najniższej jakości, znaczy się szklane, ciężkie. Lepsze salony od razu proponowały plastik, czasem nawet utwardzony.
Okulary ostatecznie kupiłem w salonie na którym wszyscy wieszali psy. Oprawki 150zł, szkła full opcja 300zł, zniżka na oprawkach 25% a na szkłach 20%, ubezpieczenie na wypadek uszkodzenia z mojej winy (5 lat temu skorzystałem) 30zł, badanie wzroku, dokładniejsze niż u okulisty na NFZ – za free. Całość zamknęła się poniżej 400zł. Tyle ile u małomiasteczkowych optyków. A jak rozwalę okulary w ciągu roku, dostanę nowe od ręki.
Niby mają opinię drogiego salonu, a jak przychodzi do empirycznego sprawdzenia – to ceny są takie jak u innych, choć jakość usługi lepsza. Poza tym od samego początku nikt mnie nie robi w balona stosując stare i ograne marketingowe tricki.