Zaczęło się od tego, że mój roboczy laptop, HP touchsmart tx2, zaczął gubić swoją funkcjonalność, dla której wybrałem ten, a nie inny – przestawał reagować na dotyk i na rysik. Kalibracja ustawień przez sterownik przynosiła efekty, ale na coraz krócej. Po paru tygodniach, później po paru dniach ekran pojemnościowy się rozregulowywał. Gdy pewnego dnia sterownik nie zechciał tego naprawić – zacząłem szukać przyczyny.
Usunąłem driver i próbuję go wgrać – nie da się. Sprzęt nie wykryty. Upgrade BIOSu – bez zmian. Reinstalacja systemu – dalej bez zmian. Pozostało tylko kontaktować się z serwisem. Zrobiłem to niechętnie, gdyż znajomi siedzący w sprzęcie bardzo na serwis HP narzekali.
Zarejestrowałem laptop i wypełniłem jeden z formularzy pomocy technicznej. Uzyskawszy odpowiedź musiałem wypełnić kolejny formularz i kolejny. Później to samo, ale nie formularzem na stronie, a mailem. Ile razy musiałem podać dane laptopa i opisywać usterkę – nie mam pojęcia. Dużo za dużo. HP ostatecznie usterkę przyjęło i wysłało do mnie kuriera.
Kurier po około 10 dniach (z czego 3 to był długi weekend) laptopa oddał. Rozpakowałem pudełko, wyciągnąłem laptopa. Znalazłem też kartkę z opisem wykonanej naprawy, bardzo mnie ona rozbawiła. Niemal cały opis usterki i wykonane czynności naprawcze były moje czynności naprawcze i opisane były moimi słowami. Serwisant dopisał jedynie, że wymieniono niedziałający podzespół, co usunęło problem.
Bilans przygody z serwisem jest taki, że zrobiłem reinstalację windowsa (pierwszą od ponad roku), wgrałem świeży bios, a serwis wymienił mi digitizer razem z obudową dookoła wyświetlacza. Wygląda na to, że HP ma lepszy serwis, niż Lenovo.